Morderca nie przestaje być człowiekiem
Rz: Jest pan znany m.in. z opinii, że polskie prawo lepiej chroni sprawcę niż ofiarę. Teraz zdymisjonował pan Krzysztofa Orszagha za obelżywą wypowiedź o skazanym zabójcy i gwałcicielu. Zmienił pan poglądy po zostaniu rzecznikiem?
JANUSZ KOCHANOWSKI: Przypisuje mi się rozmaite poglądy, niekoniecznie przeze mnie wyrażane. Poza tym to my stanęliśmy po stronie ofiary przestępstwa. Pan Krzysztof Orszagh, którego niedawno powołałem na swojego doradcę, miał pojechać do rodziny dziewczyny zgwałconej i zamordowanej przez tego niewątpliwie zwyrodniałego zbrodniarza, żeby sprawdzić, na ile my jako współobywatele i jako rzecznik możemy pomóc matce, która pozwana została przez tego zabójcę za słowa, jakimi go nazwała ("zwierzę, które trzeba zabić"). Całą sytuację znaliśmy tylko z mediów. Ze względu na swoje doświadczenie i metody pracy pan Orszagh doskonale nadawał się do takiego zadania.
Tymczasem on przekroczył swoje uprawnienia, bo zajął się nie tyle ofiarami, ile sprawcą przestępstwa.
Stanął pan w obronie przestępcy?
Nie, uznałem tylko, że pan Orszagh zrobił coś, co nie jest zadaniem tego urzędu, wykroczył poza uznawane przeze mnie podejście do odpowiedzialności karnej.
Jakie to podejście?
Są dwa. Pierwsze mówi, że sprawca, popełniając przestępstwo, wyklucza się ze społeczeństwa i możemy go traktować jako jego wroga. Uważamy, że pozbawił się w ten sposób wszelkich praw. Drugie podejście, właściwe dla systemu demokratycznego, a na pewno bardziej właściwe dla urzędu rzecznika praw obywatelskich, mówi, że sprawca przestępstwa nie przestaje być obywatelem, człowiekiem. Gdybym chciał użyć terminologii religijnej, nie przestaje być bliźnim. Jest to niewątpliwie znacznie trudniejsze podejście, które wymaga od nas pewnego samozaparcia. Zakłada ono, że przestępca ma spłacić pewien dług wobec społeczeństwa, ma podlegać słusznej odpowiedzialności. Ta odpowiedzialność jest wyrazem uznania godności człowieka, ale to nie oznacza odebrania mu istoty człowieczeństwa. Ja i pan Orszagh, którego poza tym lubię i szanuję, diametralnie inaczej rozumiemy więc sens odpowiedzialności karnej.
W odbiorze społecznym mogło powstać wrażenie, że w tym sporze pan stanął po stronie przestępcy.
To nieporozumienie. Uważam, że to zwyrodniały zbrodniarz, który zasłużył na wymierzoną karę. To, że wystąpił z oskarżeniem przeciwko matce swojej ofiary, też ofierze, dodatkowo go określa. Powinno to być kiedyś wzięte pod uwagę przy ocenie stopnia jego poprawy i rozpatrywania, szczęśliwie w odległej przyszłości, ewentualności warunkowego zwolnienia. Jako rzecznik praw obywatelskich z całą mocą staję po stronie tej matki i będę chciał udzielić jej niezbędnej pomocy. Stwierdzenie natomiast, jakiego użył pan Orszagh ("ludzkie szambo"), jest absolutnie sprzeczne z tym pojmowaniem odpowiedzialności, jaka powinna leżeć obecnie u podstaw prawa karnego, które, jak powiedziałem, opiera się na uznaniu godności i winy człowieka jako podstawy tej odpowiedzialności.
Czy z tego powodu uznał pan za stosowne wyrazić ubolewanie?
Gdy złożyłem wyrazy ubolewania z powodu wypowiedzi, którą uznałem za niedopuszczalną, pytano mnie, czy przepraszam tego człowieka. Odpowiadam: nie, są to wyrazy ubolewania skierowane do opinii publicznej. Mogła być ona zdezorientowana tego rodzaju wypowiedzią przedstawiciela rzecznika, któremu taki sposób pojmowania odpowiedzialności karnej jest i powinien być obcy.
Matka ofiary miała moralne prawo powiedzieć to, co powiedziała. Pan Orszagh nie miał natomiast prawa jako reprezentant rzecznika wypowiedzieć swojej opinii i dawać upustu swoim emocjom. Gdyby taka wypowiedź pozostała bez mojej reakcji, nie tylko źle świadczyłoby to o urzędzie rzecznika, ale także generalnie stanowiło bardzo zły komunikat idący z tego urzędu.
Rozmawiał Krzysztof Sobczak