WYWIADY
Szkodliwa nadregulacja

Lawina przepisów ma bardzo dotkliwe skutki dla samych adresatów norm prawnych. Uczestnicy obrotu prawnego - osoby fizyczne i prawne, nie są w stanie bez pomocy fachowców wyprowadzić z gąszczu przepisów swoich praw i obowiązków. A to prowadzi do kolejnych patologii - sądy nazbyt często zajmują się rozstrzyganiem spraw, które w ogóle nie powinny stawać na wokandzie - powiedział dr Janusz Kochanowski, prezes Fundacji Ius et Lex.

0 jurydyzacji życia społecznego

Nastąpiło całkowite przekształcenie polskiej sceny politycznej. Warto przy tej okazji ocenić praktykę legislacyjną ostatnich lat, a takie określić oczekiwania wobec nowych prawodawców. Jaka jest Pańska ocena polskiej legislacji? Ocena ta musi być bardzo negatywna. Niestety postępuje zjawisko, które parę lat temu określiłem mianem jurydyzacji życia społecznego. Wynika ono z przeświadczenia wielu polityków, że wszystko musi być przedmiotem regulacji prawa pozytywnego. To absolutnie mylne przekonanie. .. Warto zastanowić się jednak, z czego ono wynika? Na pewno z określonej koncepcji prawa. Wedle koncepcji pozytywistycznej prawo to wyłącznie normy zapisane w ustawie. Odmienny pogląd głosi, że prawem są także reguły, które w sposób naturalny tworzą się między ludźmi, wynikające ze zwyczaju, moralności i rozsądku, które nie wymagają zapisów w ustawach i innych aktach prawnych. Przyjęcie pierwszego rozumienia prawa, a także postępujący interwencjonizm państwowy skutkują tym, że państwo zajmuje się dziś rzeczami, którymi nie powinno i na odwrót - nie wypełnia właściwie zadań, do których zostało powołane - obronności, edukacji czy ochrony zdrowia. Mamy tu do czynienia z pewnym paradoksem - nadmiar regulacji prowadzi do zakłócenia sym biozy, jaka powinna występować między prawem państwowym a regulującym rozmaite sfery życia codziennego wspomnianym prawem pierwotnym - obyczajami i moralnością.

Ilość nie przechodzi w jakość, wręcz przeciwnie...

Dla potwierdzenia tej tezy warto przywołać pewne liczby. Na początku transformacji Dziennik Ustaw liczył 500 stron. W tej chwili liczy 23 000 stron. Dla porównania w Wielkiej Brytanii odpowiedni dziennik urzędowy ma 3000 stron, a i tam narzeka się na nadmiar prawa. Czym to jest jednak w porównaniu z naszym "morzem" przepisów! Kolejne sejmy są dumne z tego, że bijąrekordy w liczbie uchwalanych aktów prawnych. Co ciekawe, większość przepisów nie stanowi regulacji nowych. W zdecydowanej większości są to nowelizacje, często któreś z kolei, wprowadzonych już przepisów. Na 250 ustaw uchwalonych w 2004 roku aż 130 to ustawy nowelizacyjne. Dowodzi to, że poprzednie ustawy były po prostu błędne.

Przykłady można mnożyć. Kodeks pracy od 1998 roku zmieniano ponad 27 razy, kodeks karny skarbowy od 1999 roku 16 razy, ustawa o zakładach opieki zdrowotnej z 1991 roku - 32 razy, a ustawa o podatku dochodowym od osób fizycznych, najczęściej nowelizowana - od opublikowania tekstu jednolitego w 2000 roku - 41 razy, a w samym 2003 roku wprowadzono 15 istotnych zmian. A zdarza się, że ustawy nowelizujące są nowelizowane, zanim jeszcze weszły w życie!

To jest obłęd. Jakość takiego prawa musi być i jest krańcowo zła. Doświadczamy nadmiaru prawa, które już zatraciło swoją funkcję regulującą. Ta lawina ma niestety bardzo dotkliwe skutki dla samych adresatów norm prawnych. Uczestnicy obrotu prawnego - osoby fizyczne i prawne, nie są w stanie bez pomocy fachowców wyprowadzić z tego gąszczu przepisów swoich praw i obowiązków. A to prowadzi do kolejnych patologii - na przykład sądy nazbyt często zajmują się rozstrzyganiem spraw, które w ogóle nie powinny stawać na wokandzie.

Nadregulacja - specjalność polityków
o Jakie są Pana zdaniem przyczyny tej nad-regulacji?

Przyczyn tego zjawiska należy upatrywać w różnego rodzaju okolicznościach. Po pierwsze, gwałtowny wzrost przyjmowanych aktów prawnych spowodowany był przemianami społeczno--gospodarczymi lat 80. i 90. Po drugie, można je wiązać z uchwaleniem Konstytucji RP z 1997 roku, po którym musiał i nastąpił wzrost nowych regulacji. Po trzecie, istniejący stan rzeczy wynika z przystąpienia do UE, choć moim zdaniem jest to przyczyna zdecydowanie przeceniana. W okresie najwyższego "wysiłku przystosowawczego", w latach 2003 i 2004 ustawy tego rodzaju stanowiły raptem 25-26 % wszystkich projektów wniesionych do sejmu. I powód główny, którego doświadczamy zgodnie z kalendarzem wyborczym. Następuje wtedy już nie wzrost, a erupcja aktów prawnych. Choćby sejm ostatniej kadencji, być może w związku z zapowiedziami wcześniejszych wyborów, w roku 2004, tylko do samego lipca 2004 r., uchwalił 152 ustawy, a w samym czerwcu i lipcu 2005 r., a więc przed samymi wyborami - aż 102 ustawy. Charakterystyczne jest, że po wyborach ten współczynnik nieco spada, ale już nigdy nie wraca do okresu poprzedniego. Oznacza to, że stopniowo umacnia się tendencja do nadmiernej regulacji. Logicznie rozumując, utrzymywanie się takiej tendencji i brak spadku po "wyborczych" okresach wzrostu, mogą także wynikać z potrzeby późniejszej nowelizacji przyjętych w poprzednich okresach zbyt licznie i zbyt pospiesznie, a stąd wadliwych regulacji prawnych, tak pod względem merytorycznym, jak techniczno-le-gislacyjnym.

Potrzebny inny sposób myślenia
Jak temu zaradzić?

Istnieją metody generalne i bardziej konkretne, dotyczące szczegółowych rozwiązań. Co do tych generalnych, to są wyrazem pewnego sposobu myślenia i właśnie ten sposób myślenia paradoksalnie najtrudniej jest zmienić. Na plan pierwszy wysuwają się zmiany o charakterze strukturalnym - dotyczące nadmiernego interwencjonizmu państwa i pozytywistycznego sposobu rozumienia prawa. Jeśli uświadomimy sobie, że państwo ma za wiele funkcji, jego interwencjonizm jest przesadny i będziemy zmierzać do jego ograniczenia, to automatycznie będzie skutkowało to zmniejszeniem zakresu regulacji. Jednocześnie powinniśmy zmienić nasze pojmowanie roli sejmu i senatu. Parlament nie jest fabryką produkującą ustawy. Jest przede wszystkim organem kontrolnym w stosunku do rządu. Funkcja kontrolna jest absolutnie niedoceniana. Być może ostatnie komisje śledcze to zmieniły... Natomiast funkcja prawotwórcza, i to rozumiana w sposób najbardziej prymitywny, jest zdecydowanie przeceniana.

Warto wspomnieć, że na poziomie Unii Europejskiej powstał w 2001 roku raport Man-delkerna, który postulował deregulację, czyli zredukowanie ustawodawstwa Unii o 40%.

Wydaje się, że taki cel powinien być postawiony także przed ustawodawcą polskim.

Wykorzystać OSR
Ale jak go osiągnąć?

W programach zwycięskiej koalicji, jak zauważyłem, jest punkt, w którym mówi się o konieczności sprawdzenia, które z aktów prawnych są zbędne i hamują rozwój. Sam jednak przegląd i zwyczajne "skasowanie" jest zabiegiem na krótką metę, bo nie niweluje przyczyn, dla których te ustawy zostały wprowadzone. Muszą zatem istnieć pewne mechanizmy, które doprowadziłyby do trwałej, rzeczywistej deregulacji. Jednym z takich mechanizmów, który formalnie istnieje w Polsce, ale nie jest faktycznie stosowany, jest ocena skutków regulacji, a także post factum ocena funkcjonowania danej regulacji. Niestety ocena skutków regulacji (OSR), instytucja, z którą wiązano naprawdę wielkie nadzieje, praktycznie nie istnieje. Ocena ta jest przygotowywana w sposób skrótowy. Rzadko kiedy przekracza dwie lub trzy strony, a co gorsza bardzo częstym zabiegiem jest przetwarzanie informacji zawartych w uzasadnieniu projektu. Czasem czytając te dokumenty można odnieść wrażenie, ze zostały sporządzone raczej z myślą o uniknięciu dokonywania pogłębionej analizy.

Jakie jeszcze metody zastosować?

Trzecią jest metoda typu sunset. Polega ona na wprowadzeniu automatycznej utraty mocy prawnej obowiązujących aktów, jeśli w określonym czasie nie zostanie wyrażona wola ich utrzymania. Przykładem jest niedawna nowelizacja kodeksu karnego dotycząca przedłużenia okresu przedawnienia. W normalnie funkcjonującym wymiarze sprawiedliwości takie przedłużanie na stałe jest niedobre. Nie jest możliwe rzetelne osądzenie sprawy po upływie zbyt długiego czasu. W przypadku zastosowania w tym przypadku metody sunset możliwe byłoby wprowadzenie przedłużonego okresu przedawnienia, ale tylko na jakiś czas, np. pięć lat, a następnie prawodawca musiałaby potwierdzić, że utrzymanie takiej regulacji przez dłuższy okres jest pożądane. Tego rodzaju regulacje "czyściłyby" system prawny. Jest to zabieg z pewnością bardzo radykalny, ale moim zdaniem naprawdę niezbędny.

Czy na jakość prawa nie ma przede wszystkim wpływu jakość legislatora?

Niewątpliwie tak. Ale nawet najwybitniejsi prawnicy, legislatorzy nie będą w stanie opracować najdoskonalszego aktu prawnego bez zachowania odpowiednich procedur, Musi zostać bardzo precyzyjnie określony tryb pracy z aktem na różnych etapach procesu legislacyjnego. Taki tryb jest, ale z pewnością musi być skorygowany. Ponadto muszą być określone obowiązki władzy wykonawczej, co do wydania przepisów wykonawczych w ramach delegacji ustawowej. Obowiązek taki powinien być obwarowany jasno określonymi konsekwencjami, sankcjami i może właśnie skutkami typu sunset. Pożądane byłoby wprowadzenie mechanizmu, zgodnie z którym bezczynność władzy wykonawczej co do wydania właściwych przepisów wykonawczych powodowałaby wygaśnięcie ustawy w zakreślonym terminie. Co więcej, powinien być wprowadzony odpowiedni tryb kontroli nad każdym z tych etapów związany z możliwością odpowiedzialności dyscyplinarnej i prawnej, nawet odszkodowawczej, za przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie zobowiązań. Powinna istnieć faktyczna odpowiedzialność odszkodowawcza skarbu państwa, czy sejmu, która z kolei powinna "przechodzić" na funkcjonariusza. Powinno się także ustanowić faktyczną odpowiedzialność za wydanie aktu niezgodnego z konstytucją.

Jak to zorganizować instytucjonalnie?

Ocena skutków regulacji powinna mieć miejsce na kolejnych etapach. Pierwsza powinna być dokonywana na szczeblu projektodawcy, następna, już bardziej dogłębna - na szczeblu sejmu. Rzetelna ocena jest przedsięwzięciem bardzo trudnym. Powinni dokonywać tego niezależni fachowcy - osoby, których kompetencja pozwala na ocenę skutków aktu różnych punktów widzenia. W Rządowym Centrum Legislacji oddelegowanych jest sześć osób, które w oczywisty sposób nie są w stanie podołać takiemu zadaniu, dlatego niestety robią to w sposób czysto formalny. Może też dzieje się tak na skutek określonego usytuowania w strukturze władzy. Niezwykle trudne byłoby dla urzędnika Centrum, które jest organem "przyklejonym" do rządu, wystawić negatywną opinię aktowi, na którym w danym kształcie zależy premierowi, bądź, co bądź szefowi tego urzędnika. Identyczna sytuacja jest z Radą Legislacyjną,

Kto zatem powinien dokonywać merytorycznej kontroli aktów prawnych ?

Zarówno zabieg deregulacji, jak i sama ocena skutków regulacji, jako część składowa tego zabiegu, a także kontrola następcza w postaci monitorowania konsekwencji uchwalonych ustaw, jak również kontrola poprawności tech-niczno-legislacyjnej wnoszonych projektów ustaw oraz wydawanie opinii w kwestii wspomnianych regulacji typu sunset, powinny zostać powierzone niezależnemu organowi, złożonemu z fachowców, powołanemu przy sejmie, którego opinia byłaby niezbędna do nadania projektom ustawodawczym dalszego biegu. Tego rodzaju instytucja znana jest zarówno polskiej, jak i obcej tradycji konstytucyjnej, nazywana Radą Stanu lub Radą Prawniczą (odmiennie w różnych krajach).

Należy mieć świadomość, że w polskim systemie prawnym następuje zbyt znaczne przesunięcie ciężaru dbałości o rzetelność prawa na dokonywaną ex post kontrolę Trybunału Konstytucyjnego. Zostałoby to zrównoważone powołaniem Rady dokonującej kontroli prewencyjnej, na początku procesu legislacyjnego.

Swoją opinię dołączałaby do projektu, który następnie normalną ścieżką legislacyjną wędrowałby do sejmu, a następnie Prezydenta. Opinia ta nie byłaby formalnie wiążąca, ale znana kolejnym organom państwa, które pracowałyby z aktem, łącznie z Trybunałem Konstytucyjnym, do którego trafiłby ewentualnie zakwestionowany akt. Wprowadzenie wszystkich wspomnianych przeze mnie mechanizmów z pewnością doprowadziłoby do znaczącej deregulacji.

Potrzebna reforma wymiaru sprawiedliwości o Jaką ocenę wystawiłby Pan legislacji w obszarze wymiaru sprawiedliwości?

Cóż, kryzys prawotwórczy jest dzisiaj szczególnie widoczny w wymiarze sprawiedliwości. Jeśli dążymy do reformy, rekonstrukcji państwa, to zasadniczymi punktami powinny być właśnie reforma legislacji, a następnie reforma wymiaru sprawiedliwości. Bardzo istotna jest jednak świadomość, że aby można było mówić o reformie dogłębnej i trwałej systemu wymiaru sprawiedliwości, musi ona mieć charakter całościowy. "Łatanie" systemu, wymiana pojedynczych ogniw na nic się nie zda. Łańcuch pęknie w innym miejscu, bo słabych ogniw jest bardzo wiele.

Reforma powinna brać swój początek w reformie edukacji prawniczej. Powinna ona moim zdaniem polegać między innymi na wprowadzeniu edukacji pouniwersyteckiej. W systemie anglosaskim nazywa się to conńnuing education.

Jest kilka dziedzin prawa, nad którymi nie prowadzi się wystarczająco głębokich studiów w czasie edukacji uniwersyteckiej. Najlepszym przykładem jest prawo Unii Europejskiej, którego prawnicy właściwie nie znają i przez co jest ono w jakimś sensie martwe. A stosownie tego prawa zależy przecież w dużej mierze od aktywności samych prawników.

Z pewnością powinno nastąpić usprawnienie sądów i prokuratury.

Oczywiście. Zaczynając od prokuratury, istnieją różne projekty jej zreformowania, w tym szczególne miejsce zajmuje projekt Stowarzyszenia Prokuratorów RP, a także PiS-u. Nasza Fundacja także stworzyła swój projekt, który zmierza po pierwsze do tego, aby prokuratorzy zaczęli zajmować się tym, do czego zostali powołani, czyli ściganiem przestępstw. Jesteśmy w czołówce krajów, jeśli chodzi o liczbę sędziów i prokuratorów. Zarówno jedni, jak i drudzy są jednak nieefektywni w wykonywaniu swoich funkcji. Statystyki dotyczące szybkości postępowań polepszają się jedynie pozornie. Gdyby liczbę wpływających spraw zatrzymać na jednym poziomie to owszem, można by pokusić się o optymistyczne prognozy, ale pamiętajmy, że liczba ta wzrasta i będzie wzrastać (w granicy 5-10 % rocznie). Bardzo wątpliwe, czy sądy dadzą sobie z tym radę. Poza "suchymi" statystykami o wiele ważniejsza jest przecież jakość wymiaru sprawiedliwości. Rząd powinien dążyć do tego, aby sądy były dostępne, sprawnie egzekwujące prawo, aby rozstrzygały w krótkim czasie, żeby funkcjonowały przy relatywnie niskich kosztach i cieszyły się zaufaniem społecznym. Przywołajmy głośną ostatnio sprawę Grobelnego. Po pięciu latach okazało się, że trzeba go wypuścić. Nikomu nie trzeba dowodzić, jak długim dla człowieka czasem jest okres pięciu lat. To jest zbrodnia i przestępstwo! Zespół prokuratorów, który prowadził to postępowanie, powinien ponieść odpowiedzialność dyscyplinarną, cywil-no-prawną za szkodę, jaką wyrządził i w końcu karną za niedopełnienie obowiązków, nadużycie władzy. Cóż, niestety przepisy obecnie obowiązującej niejako zezwalają na przedłużające się postępowanie przygotowawcze. Pozostaje wciąż żywy postulat rozdziału funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości, za którym gorąco się opowiadam. Być może prokurator powinien być powoływany przez sejm, analogicznie jak np. prezes NIK, a być może w wyborach powszechnych. Proszę sobie wyobrazić jak silną legitymację miałby wówczas prokurator generalny. Takie posunięcia są jednak możliwe raczej w dalszej perspektywie.

A co z egzekucją prawa?

Jest to kolejna bolączka wymiaru sprawiedliwości. Zapewnienie skutecznej egzekucji prawa jest jednym z najważniejszych postulatów w stosunku do nowego rządu. PiS opowiada się za zaostrzeniem kar, wprowadzeniem zmian w kodeksie karnym. Pięknie, ale jak zapewnić wykonanie tych wymierzonych ostrych kar? Obecne wyroki w większości przypadków są niewykonalne. Warto wspomnieć, że 39 tys. osób ma wyroki skazujące na karę pozbawienia wolności i nie wykonuje tej kary. Kilkanaście tysięcy jest w więzieniach mimo faktycznego braku dla nich miejsc. Miejmy nadzieję, że bardzo wysokie odszkodowania przed Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu spowodują, że polskie władze zmienią ten karygodny stan rzeczy, że okaże się, iż bardziej opłacalne jest zainwestowanie w uzdrowienie tej sytuacji niż płacenie horrendalnych odszkodowań.

Jakie wskazałby Pan środki zaradcze?

Jeżeli śledzimy rozwój w ciągu 15 lat, to musimy przyznać, że jedną z przyczyn pogarszania się sytuacji jest nadmierne poszerzanie kognicji sądów. W efekcie sądy zostały zarzucone sprawami, których nie powinny rozpatrywać, w których nie ma elementu spornego, np. sprawy rejestrowe, księgi wieczyste. Zatem w pierwszym rzędzie powinna nastąpić weryfikacja kognicji sądów. Drugim krokiem powinno być wprowadzenie sądów wyspecjalizowanych w większym zakresie niż jest to dzisiaj. Powinniśmy stworzyć system sądownictwa rozstrzygającego sprawy w trybie uproszczonym (24 i 18-godzinnym) i co do tego akurat obydwaj koalicjanci są zgodni. Dalej potrzebne jest wykorzystywanie kar alternatywnych do kary pozbawienia wolności. Chodzi o kary społecznie użyteczne. Potrzebne jest wprowadzenie elektronicznego monitoringu osób, które nie muszą pójść do więzienia, są warunkowo zwolnione lub w stosunku do których zawiesi się warunkowo karę. Taki monitoring powinien być prowadzony w stosunku do niektórych przestępców zwolnionych, np. seksualnych. Ten środek, który od dawna funkcjonuje w państwach Unii Europejskiej, od dawna jest również postulowany przez Fundację Ius etLex. Miejmy nadzieję, że w niedalekiej przyszłości będzie można wdrożyć takie rozwiązanie także w Polsce i znajdą się na to pieniądze.

Sędzia bez aplikacji, ale z doświadczeniem
o Czy należałoby wprowadzić jakieś zmiany w statusie i organizacji pracy samych sędziów?

Zdecydowanie tak. Jedną z najważniejszych kwestii jest usytuowanie zawodu sędziego. Powinien on być ukoronowaniem zawodu prawniczego. W sądach powinni orzekać prawnicy - prokuratorzy, notariusze, radcowie prawni o długoletnim doświadczeniu i niekwestionowanej kompetencji. Należałoby zlikwidować aplikację sądową i umożliwić "dojście" do zawodu przez inne aplikacje lub też wprowadzić cenzus określonego doświadczenia i wieku. Poza tym należy wprowadzić negatywne i pozytywne mechanizmy intensyfikujące pracę sędziego. Należałoby zmienić nadzór wizytacyjny, nie usytuować go w strukturze sądu, jak dotychczas, ale w strukturze ministerstwa sprawiedliwości. Powinna funkcjonować kontrola społeczna. W Kanadzie istnieje mechanizm nazywany court watching, co wprowadziła podobno także Fundacja Helsińska. Wolontariusze chodzą na sprawy i obserwują pracę sędziów. Wszystko, co dotyczy pracy sędziego, powinno być trans-parentne - liczba uchyleń, oceny wizytacyjne, awanse. Takie informacje powinny być dostępne do wglądu w Internecie. Potrzebna jest informatyzacja akt, dzięki której powstałby system zarządzania sprawami. Zniknąłby problem przedawnienia, niedochowanych terminów, etc. Jednocześnie trzeba stworzyć mechanizmy, które uniemożliwią prokuraturze tworzenie tak rozległych akt, przez które nikt nie jest w stanie przebrnąć. Kolejną kwestią jest elektroniczny obieg dokumentów. Powinny być wprowadzone katalogi dobrych praktyk zarządzania w sądach. Ponadto bardzo istotna jest infrastruktura osobowa. Asystenci sędziów już są, ale powinno być ich więcej i lepiej przygotowanych do pełnienia swoich funkcji. Wskazane jest, aby powierzono zarządzanie zapleczem administracyjnym sądu profesjonalnym menedżerom. Należy ustanowić centrum usług wspólnych dla sądów, które mogłoby być umieszczone w jednej instytucji. Powinna nastąpić prywatyzacja niektórych zakładów penitencjarnych, dowozu więźniów, a nawet systemu doręczania przesyłek pocztowych. Wymieniłem kilkanaście palących potrzeb, a można o nich mówić w nieskończoność.

Kara orzeczona i wykonana o Jakie instytucje prawa karnego kwalifikują się do zmiany?

Kodeks z 1997 roku od początku był złą ko-dyfikacją. Po pierwsze, na wzrost przestępczości odpowiadał radykalną redukcją odpowiedzialności. Po drugie, zawierał dziesiątki błędów legislacyjnych. Po trzecie, nie uwzględniał różnych tendencji i kierunków na świecie. Myślę tu w szczególności o pewnych koncepcjach anglosaskich. Samo podniesienie sankcji nic nie da, jeśli nie możemy wykonać orzeczonej kary. Niedawny minister sprawiedliwości wysłał list - zalecenie w celu szerszego stosowania warunkowego zwolnienia. Warunkowe zwolnienie powinno przecież być stosowane, gdy cele kary zostały osiągnięte etc. Stosuje sieje zatem w indywidualnych przypadkach. Kiedyś też Rzecznik Praw Obywatelskich zalecał szersze stosowanie warunkowego zawieszenia. W systemie polskim stosowane jest wyjątkowo szeroko. W naszych realiach warunkowe zawieszenie kary to tak naprawdę brak kary. Dyrektywy te są dowodem rozpadu systemu penitencjarnego w Polsce.

A więc poprawiać, czy opracować na nowo?

Powinniśmy się zastanowić nad filozofią polityki karania i być może powołać nową komisję kodyfikacyjną, która opracowywałaby projekt nowego kodeksu karnego opartego na pewnych ustalonych zasadach, bo to ciągłe "łatanie" na nic się nie zda. Także procedura karna powinna ulec znacznemu uproszczeniu i usprawnieniu, ale na pewno bez ograniczania praw podejrzanego czy oskarżonego w procesie karnym, nie tak, aby następowało niebezpieczeństwo skazania niewinnych. Koszty rozpadu społecznego, jakie powoduje źle funkcjonujące prawo, a w szczególności wymiar sprawiedliwości, są nie do ogarnięcia. Warto odpowiedzieć sobie na pytanie: czy nie jest właściwiej usuwać przyczyny negatywnych zjawisk, niż reagować na skutki? Na to pytanie powinni sobie odpowiedzieć nie tylko członkowie rządu wyłonionego ze zwycięskiej koalicji, parlament, czy prezydent, ale my wszyscy - obywatele demokratycznego państwa prawa.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Magdalena Braczkowska

Fundacja "Ius et Lex"

Fundacja "Ius et Lex" powstała w 2000 r.
Celem Fundacji jest:

  • wspomaganie i promowanie inicjatyw naukowych i oświatowych dotyczących polskiego prawa,
  • działanie na rzecz realizacji założeń państwa prawa
  • rozwój i europeizacja polskiego systemu prawa.
"Ius et Lex" organizuje cykliczne seminaria i wykłady, często we współpracy z Wydziałem Prawa i Administracji (w cyklu wykładów im. Leona Petrażyckiego) Uniwersytetu Warszawskiego, a także z Trybunałem Konstytucyjnym RP.
Więcej informacji na temat Fundacji na stronie www.iusetlex.pl