Najważniejszy z kapitałów
Społeczność, która nie jest w stanie przezwyciężyć rozpadu kapitału społecznego, jest na drodze do katastrofy. Analizy wskazują, że w Polsce albo kurczą się zasoby owego kapitału, albo notujemy znaczny jego niedobór.
W ostatnich kilkunastu latach liczba przestępstw popełnionych w Polsce wzrosła zarówno w liczbach bezwzględnych, jak i w przeliczeniu na jednego mieszkańca około dwa i pół raza, a od 1970 przeszło trzykrotnie. Jak doniosła prasa, profesor kardiologii na Śląsku utrzymuje ścisłe kontakty z gangsterami, co zresztą nie powinno specjalnie szokować, bo przedtem wiadomo było o podobnych przypadkach wśród sędziów czy polityków. Jeśli chodzi o tych ostatnich, zwykło się mówić, że wskaźnik przestępczości wśród chronionych immunitetem członków parlamentu znacznie przewyższa średnią krajową. Korupcja stała się - jak pisze jeden z publicystów - "miarą wartości człowieka, gdyż przekupywanie ma sens tylko wówczas, gdy osoba przekupiona coś może; odnosi się to odpowiednio do przekupującego". I, jakby tego było jeszcze mało, arcybiskup swoim zachowaniem gorszy kleryków. Wszystkie te i inne znane nam zjawiska dają się sprowadzić do wspólnego mianownika, którym jest rozkład tzw. kapitału społecznego, określanego czasem także zanikiem normatywizmu czy też mianem anomii.
Etos uczciwości
Kapitał społeczny - pojęcie dość nowe, choć o starych odwiecznych treściach - wprowadził do socjologii polityki w 1977 r. Glenn Loury, a rozwinął James S. Coelman w "Foundations of Social Theory" (1990). Oznacza ono zestaw pewnych podstawowych wartości, takich jak uczciwość i prawdomówność, wywiązywanie się z umów i dotrzymywanie danego słowa, wzajemność w stosunkach z innymi oraz pamięć o swoich o obowiązkach, jako podstawie istnienia każdej grupy społecznej. W stosunkach gospodarczych jego znaczenie jest porównywalne, a kto wie, czy nie ważniejsze od kapitału ekonomicznego i ludzkiego. Jest ważniejsze, gdyż bez tego pierwszego zarówno kapitał ludzki, jak i finansowy ulegają również rozpadowi. I w odróżnieniu od tamtych nie można go importować.
Od czasów Maxa Webera wiadomo, że ustrój kapitalistyczny i zachodnie demokracje nieprzypadkowo były budowane na purytańskim etosie uczciwości. Znane nam współcześnie przykłady państw, w których system kapitalistyczny czy ustrój demokratyczny próbuje się budować bez kapitału społecznego, potwierdzają, że bez pewnego jego zasobu jest to niemożliwe. Jednocześnie wydaje się, że kapitalizm, stawiając wedle zasad klasycznego liberalnego indywidualizmu interes materialny jednostki nad zobowiązaniami moralnymi, zużywa więcej kapitału społecznego, niż jest go zdolny wytworzyć, że indywidualistyczne założenia wolnego rynku podkopują swoje moralne fundamenty.
O istniejącym zasobie czy też aktualnym stanie kapitału społecznego można w sposób bardziej obiektywny przekonać się, pytając w sondażach opinii publicznej o wzajemne zaufanie współobywateli do siebie, zaufanie do takich instytucji, jak sądy i parlament, o to, czy byliby skłonni wziąć lub dać łapówkę, popełnić oszustwo podatkowe etc. Miarą tego kapitału jest także stopień udziału w demokratycznych procedurach czy to w postaci wyborów parlamentarnych, czy samorządowych, a także aktywność w lokalnych stowarzyszeniach. Można też go badać od strony negatywnej, czyli mierzyć rezultaty braku kapitału społecznego przez analizę: rozpadu rodziny, spożycia narkotyków, społecznego nieładu (w postaci: włóczęgostwa, graffiti, pijaństwa w miejscach publicznych i żebractwa), niskiej samooceny społecznej, zaniku uprzejmości w życiu codziennym, skali korupcji, niepłacenia podatków i wreszcie analizę wzrostu przestępczości etc.
Wszystkie tego rodzaju analizy wskazują, że w Polsce albo kurczą się zasoby kapitału społecznego, albo notujemy historycznie uwarunkowany znaczny jego niedobór. Przy czym najbardziej uderzające zjawiska, jak korupcja, dramatyczny wzrost przestępczości, rozkład wymiaru sprawiedliwości, nie są jedynymi wyznacznikami rozkładu. Ten ujawniony obecnie niski zasób kapitału społecznego jest, jak wspomniano, rezultatem przyczyn historycznych, m.in. świadomego działania poprzedniego systemu, którego celem były atomizacja społeczna i osłabienie więzi międzyludzkich.
Po wielkim wstrząsie
Co ciekawe, mniej więcej od połowy lat 60. większość uprzemysłowionych krajów zachodnich doświadczyła erozji porządku społecznego, który Fukuyama określa mianem wielkiego wstrząsu (Warszawa 2000, wyd. Politeja). Wzrastała przestępczość, załamywały się prawo i porządek, a życie w niektórych dzielnicach wielkich miast stało się niemożliwe. Osłabienie więzi rodzinnych przyspieszyło, spadła liczba małżeństw i narodzin, gwałtownie wzrosła liczba rozwodów, jednoosobowych gospodarstw domowych i dzieci pozamałżeńskich. Nastąpił głęboki kryzys zaufania do instytucji społecznych. Towarzyszyła temu cała seria "ruchów wyzwoleńczych", które usiłowały wyswobodzić jednostkę z ograniczeń narzucanych przez tradycyjne normy społeczne i zasady moralne. Rewolucja seksualna, ruchy feministyczne, ruch na rzecz praw gejów i lesbijek lawinowo przetoczyły się przez świat zachodni, dochodząc w tej czy innej, często karykaturalnej formie również do nas.
W Polsce i innych krajach postkomunistycznych hierarchia przyczyn kształtuje się nieco inaczej; nie bez znaczenia był brak odpowiedzialności za zbrodnie minionego systemu, który niezależnie od ich charakteru oznacza zawieszenie sprawiedliwości. Na transformacji w ostatniej dekadzie najwięcej, gospodarczo i politycznie, skorzystali ci, którzy korzystali z przywilejów poprzedniego systemu. Wszyscy inni, oprócz pewnej grupy "dokooptowanych", zostali zepchnięci na pozycje społecznie jeszcze gorsze niż poprzednio. Jak pisze Anna Applebaum ("Rzeczpospolita" 3 - 1.04.2002): "Sprawiedliwość nie zatriumfowała. Nie ma co się dziwić, że szaleje korupcja i rośnie przestępczość, skoro miliony ludzi otrzymały lekcję: moralność nie popłaca".
Towarzyszy temu stała dysfunkcjonalność, jak to się określa, "wymiaru sprawiedliwości", który zamiast przyczyniać się do odbudowy kapitału społecznego, przyczynia się do jego dalszego rozkładu. Przekonanie, że tylko naiwni przestrzegają prawa, a ci, którzy nie są naiwni, zawsze obchodzili i obchodzą prawo, jest nie tylko jednym ze źródeł przestępczości, ale jednym z największych niebezpieczeństw dla demokratycznego państwa. I jeśli miałoby się utrwalić, niesie za sobą poważne zagrożenie cywilizacyjne. W stosunku do tego rodzaju tendencji zjawiska ekonomiczne są zawsze wtórne.
Złota zasada
Rozkład kapitału społecznego związany jest również z instrumentalnym traktowaniem prawa zarówno przez stosujących prawo, jak też samego ustawodawcę, którzy naruszają reguły wynikające z wewnętrznej autonomii prawa, jego historycznego rozwoju czy wreszcie zwykłej moralności. Zasada przestrzegania umów, którą Grocjusz uważał za pierwszą zasadę prawa naturalnego, odnosi się nie tylko do stosujących prawo, ale również do prawodawcy. Tak samo związana z nią zasada wzajemności i dotrzymywania raz danego słowa czy obowiązująca we wszystkich kulturach prawnych tzw. złota zasada (Ewangelia św. Mateusza 7.12: "Wszystko więc, cobyście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy" - w popularnym ujęciu negatywnym: "nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe").
Jeśli te i inne zasady są przez ustawodawcę i stosujących prawo psute i naruszane, według zasady Kalego, pociąga to za sobą nieuniknione konsekwencje w innych dziedzinach życia. Ludzie nie mogą być znacznie lepsi od swoich prawodawców, a w każdym razie byliby znacznie lepsi, gdyby mogli wierzyć, że prawodawcy sami przestrzegają zasad, których przestrzegania od nich wymagają.
W sposób najbardziej widoczny obyczaje, normy i prawo psuje się w sferze życia publicznego. Nie tylko w stanowiących wdzięczny przykład krajach postkomunistycznych, także w szczycących się długą tradycją demokratyczną państwach Zachodu.
Rozpad kapitału społecznego znamionuje proces zaniku zobowiązań i odpowiedzialności, i wzrostu indywidualizmu, który z samowystarczalności ludzi wolnych zaczyna się przeradzać w rodzaj zamkniętego egoizmu. Coraz mniej dzieci rodzi się w coraz bardziej rozbitych rodzinach. Notabene przestępczość, rozwody i liczba nieślubnych dzieci wzrastają w tym samym czasie.
Jest oczywiste, że społeczność, która nie jest w stanie przezwyciężyć rozpadu kapitału społecznego, jest na drodze do katastrofy. Musi przegrać w konkurencji ze społecznościami ludzi przyzwoitych, z ich standardami cywilizacyjnymi oraz wynikami ekonomicznymi. Jednak nie znaczy to, że ten proces jest nieunikniony. Kapitał społeczny nie jest czymś, co zostało wytworzone kiedyś w epoce wiary i następnie już tylko jest wydatkowany. Nie tylko ulega rozpadowi, ale jest także stale odtwarzany i uzupełniany. Porządek społeczny poddawany niszczącym wstrząsom podlega także, a w każdym razie może podlegać, ponownej odbudowie.
Ustanawianie norm
Proces odbudowy kapitału społecznego po epoce wielkiego wstrząsu zachodzi zdaniem Fukuyamy od początku lat 90. w Stanach Zjednoczonych. Jednym z jego przejawów jest przede wszystkim radykalny spadek przestępczości, której poziom jest obecnie najniższy od roku 1973, kiedy to pierwszy raz wprowadzono tzw. National Criminal Victimization Survey, który uważa się za najbardziej miarodajny sprawdzian stanu przestępczości. Liczba przestępstw z użyciem przemocy była dla przykładu w roku 1998 niższa o 27 proc. niż w 1993, a spadek przestępstw przeciwko mieniu wynosił w tym samym czasie nawet 32 proc. I to jedynie w 5-letnim okresie. Natomiast w drugiej połowie lat 90. spadek przestępczości wyniósł 60 proc., a jeśli chodzi o morderstwa - 70 proc. W roku 1989 nie mogłem nawet pomyśleć o tym, aby np. pójść na spacer do Central Parku w Nowym Jorku, dziesięć lat później była tam moja córka i dostałem od niej telefon, że właśnie się opala.
Sporo innych danych też wskazuje, że po epoce wielkiego wstrząsu rozpoczął się tam okres, który możemy nazwać "ustanawianiem norm" (Fukuyama); spadła więc liczba rozwodów, ponownie wzrasta liczba dzieci w rodzinie, natomiast liczba dzieci nieślubnych przestała wzrastać. Kiedy wiceprezydent Dan Quayle w czasie kampanii prezydenckiej w 1992 r. podniósł problem wartości rodzinnych, krytykując wynoszenie na piedestał jednoosobowego rodzicielstwa, okrzyknięto go bigotem. Zapoczątkował jednak dyskusję, która sprawiła, że prezydent Clinton, nie mówiąc już o Bushu, wartości rodzinne uczynił ważnym hasłem w trakcie swej prezydentury. Okazało się bowiem, iż nieobecność matki w domu może mieć decydujący wpływ na późniejsze szanse życiowe dziecka.
Uwypukla się znowu znaczenie indywidualnej odpowiedzialności. Czynią to zarówno politycy, jak i wspomniany Clinton czy Blair i Schroeder w ich manifeście dotyczącym trzeciej drogi, oraz opinia publiczna. Do Waszyngtonu w latach 90. przybyły dwa wielkie marsze (konserwatywnej grupy chrześcijańskiej, tzw. Promise Keepers, oraz miliona afroamerykańskich mężczyzn) pod hasłem zwiększonej odpowiedzialności mężczyzn za rodzinę jako ojców i żywicieli oraz za wzorce osobowe. Również powrót do znacznie skuteczniejszej odpowiedzialności karnej, w tym podjęcie walki z wykroczeniami przeciwko porządkowi publicznemu, doprowadził do wspomnianego radykalnego spadku przestępczości.
Znamienne jest również odrodzenie religijne jako wyraz dążenia do porządku i bezpieczeństwa. Niekoniecznie w przekonaniu, że religie dane nam zostały od Boga, ale po to, aby przekazać swoim dzieciom właściwe wartości, czerpać poczucie bezpieczeństwa i radości z zachowań rytualnych i odczuwać wspólnotę ludzkiego doświadczenia. Wreszcie następuje odrodzenie uczuć patriotycznych, na co zresztą znaczący wpływ miały zamachy terrorystyczne z 11 września, które w ten sposób przyczyniły się do dalszej odbudowy kapitału społecznego w tym kraju. Znacznie wcześniej zmienił się pod tym i innymi względami model wychowania szkolnego.