PUBLIKACJE

Czy sąd został znieważony?

Wszyscy pamiętamy ten epizod. Wysoki funkcjonariusz państwowy w chwilę po ogłoszeniu niekorzystnego wyroku przed sądem lustracyjnym określił wydany wyrok czy też całe postępowanie mianem „farsy”. „Mam wrażenie, że wyrok był z góry ustalony” – podsumował.

Zdarzenie dało asumpt do wystąpienia przez „Ius et Lex” do organów prokuratury z zawiadomieniem o popełnieniu przestępstwa. Zgodnie z przepisami polskiego kodeksu karnego może być ono zakwalifikowane jako pomówienie („mam wrażenie, że wyrok był z góry ustalony”) albo zniewaga („farsa”). W przypadku gdy chodzi o publiczną zniewagę „konstytucyjnego organu Rzeczpospolitej Polskiej” może być ono zakwalifikowane jako przestępstwo z art. 226 par. 3 k.k.

Stanowisko prokuratury i sądu

Zawiadomienie o przestępstwie nie spotkało się ze zrozumieniem ze strony prokuratury, która stwierdziła, że określenie „farsa” jako „odmiana komedii opartej na błahych konfliktach nie jest określeniem znieważającym” i że nie było ono skierowane pod adresem sądu. Natomiast stwierdzenie „mam wrażenie, że wyrok był z góry ustalony” nie konkretyzowało, „kto z kim wcześniej ten wyrok miał ustalić. Nie ulega wątpliwości, że każdy wyrok przed jego ogłoszeniem jest ustalony przez skład właściwego sądu”. Sąd, po rozpatrzeniu odwołania, bez jakichkolwiek „zbędnych” rozważań podzielił stanowisko prokuratury. Zamknął w ten sposób drogę do postawienia sprawy problemu na forum sądowym, dopuszczalnych granic krytyki nie został tym razem postawiony.

Orzecznictwo Trybunału Strasburskiego

Tego rodzaju finał nie oznacza, że problem przestał istnieć i że przy okazji jakichś kolejnych tego rodzaju ekscesów w przyszłości nie będzie musiał być rozważony. Wystarczy przypomnieć słowa działacza związkowego, który skomentował wydany wyrok następującymi słowami. Powiedział on: „(…) Nie zapłacę ani grosza, a dla sądu mam gest Kozakiewicza”. Podobne pytania rodzi artykuł jednego z prominentnych polityków prawicy, który sędziów SN orzekających w sprawie Jurczyka nazwał wprost s…synami. Są to wszystko analogiczne pytania, jakie postawić należy w stosunku do wyjściowego casusu o granice dopuszczalnej krytyki sądu. Brak reakcji na zachowanie w tym przypadku przyczynił się do tego rodzaju kolejnych ekscesów.

Orzecznictwo Trybunału Strasburskiego

Tego rodzaju finał nie oznacza, że problem przestał istnieć i że przy okazji jakichś kolejnych tego rodzaju ekscesów w przyszłości nie będzie musiał być rozważony. Wystarczy przypomnieć słowa działacza związkowego, który skomentował wydany wyrok następującymi słowami. Powiedział on: „(…) Nie zapłacę ani grosza, a dla sądu mam gest Kozakiewicza”. Podobne pytania rodzi artykuł jednego z prominentnych polityków prawicy, który sędziów SN orzekających w sprawie Jurczyka nazwał wprost s…synami. Są to wszystko analogiczne pytania, jakie postawić należy w stosunku do wyjściowego casusu o granice dopuszczalnej krytyki sądu. Brak reakcji na zachowanie w tym przypadku przyczynił się do tego rodzaju kolejnych ekscesów.

Rozwaga i umiar w krytyce

Wymagana staranność i stawiane standardy zachowania zależą także od kategorii osób oraz ich statusu społecznego. Na pewno dwie kategorie osób muszą, ze względu na pełnione funkcje lub status społeczny, wykazać szczególną rozwagę i umiar w krytyce. Są to przedstawiciele zawodów prawniczych oraz osoby publiczne. Adwokaci, sędziowie i prokuratorzy nie tylko mają w sprawach wymiaru sprawiedliwości wyższy autorytet u słuchaczy oraz często pojawiają się przed sądem. Spoczywa na nich również szczególna odpowiedzialność za prawidłowe funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości. Z kolei osoby publiczne mają uprzywilejowany dostęp do środków masowego przekazu. Ich krytyka ma większą siłę rażenia niż krytyka przeciętnego obywatela.

Punktem wyjścia do rozważenia tego problemu w tych i podobnych przypadkach powinien być art. 10 Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Wymieniając; „prawo do wolności wypowiedzi” zaznacza on od razu, że „korzystanie z tego prawa pociągające za sobą obowiązki i odpowiedzialność może podlegać takim wymogom formalnym, warunkom, ograniczeniom i sankcjom, jakie są przewidziane przez ustawę i niezbędne w społeczeństwie demokratycznym m.in. w interesie zagwarantowania powagi i bezstronności władzy sądowej”.

Odpowiedzi na pytanie, co leży w interesie zagwarantowania powagi i bezstronności władzy sądowej w rozumieniu cytowanego artykułu, należy szukać przede wszystkim w orzecznictwie sądu strasburskiego. Orzecznictwo to kładzie duży nacisk na potrzebę ochrony powagi wymiaru sprawiedliwości. Jednym z pierwszych orzeczeń w tym przedmiocie było orzeczenie z 22 lutego 1989 r. w sprawie Barford przeciwko Dania ECHR 13/1987/136/190. Dotyczyło krytyki orzeczenia zarzucającej sędziom zniesławiającą i niepopartą dowodami stronniczość. Bjoern Barfod napisał artykuł, który krytykował wyrok sądu duńskiego złożonego z jednego sędziego zawodowego i dwóch ławników: „Większość członków lokalnych władz miała czas na to, by przypilnować, żeby dwóch ławników, którzy byli zatrudnieni przez rząd jako dyrektor muzeum i konsultant ds. polityki mieszkaniowej, wykonało swój obowiązek – i obowiązek ten wykonali. Wyrok zapadł dwoma głosami do jednego na korzyść rządu, a z takim składem sądu nie potrzeba dużej wyobraźni, by zgadnąć, kto jak głosował”.

Nietrudno zauważyć, że tego rodzaju wypowiedź jest podobna do wypowiedzi wspomnianego na wstępie funkcjonariusza, twierdzącego, że wyrok był z góry ustalony, insynuując w ten sposób, że nie zapadł on w sposób samodzielny i niezawisły. W przeciwieństwie jednak do tego ostatniego, Barfod został uznany za winnego obrazy sądu i skazany na zapłatę grzywny. Podobne stanowisko zajął Trybunał w orzeczeniu z 24 lutego 1997 r. w sprawie De Haes i Gijsels vs Belgia. Stwierdzając m.in., że w przeciwieństwie do polityków, którzy mogą się łatwo bronić przed nieuzasadnionym atakami, sędziowie nie mogą korzystać z prawa do odpowiedzi. Zobowiązani są do powściągliwości i z tego względu przysługuje im wzmożona ochrona przed destruktywnymi atakami. W analogicznym duchu wypowiedział się Trybunał w powoływanym już orzeczeniu z 29 sierpnia 1997 r. w sprawie Worm przeciwko Austria.

Można w swej krytyce się pomylić. Nie wolno jednak przedstawicielom wymiaru sprawiedliwości zarzucić działań bezprawnych, jeżeli nie mamy na nie dowodów. Jak mocno i starannie muszą być uprawdopodobnione faktyczne podstawy wysuwanych zarzutów, zależy od ich powagi. Im bardziej poważny zarzut, tym większa obowiązuje staranność przy zbieraniu dowodów i wyciąganiu z nich wniosków: „Trybunał musi ustalić, czy oskarżeni działali w dobrej wierze i spełnili wymóg dziennikarskiej staranności przy weryfikowaniu faktycznych podstaw swych zarzutów. Staranność ta wymaga, by dokładność i wiarygodność podstaw faktycznych była ustalana w proporcji do stawianych zarzutów” (ETPC: Pedersen and Baadsgaard przeciwko Denmark 49017/99; oraz ETPC: Perna przeciwko Italy 48898/99).

Kryteria dopuszczalnej krytyki

W konkretnym wypadku ocena, na ile wypowiedź może być tolerowana, zależeć więc może od tego, czy stawiane zarzuty były prawdziwe lub przynajmniej miały uzasadnione podstawy (australijskie orzeczenie w sprawie Callagher przeciwko Durack (1983) 152 CLR 238, p. 243). Postawione zostały w dobrej wierze, czy też stawiano je bez żadnych podstaw i w złej intencji. Czy chodzi o kogoś biednego, czy też wysoko postawionego w społecznej hierarchii. Czy wypowiedź miała charakter kameralny, czy też publiczny. Czy doszło do niej pod wpływem chwilowej emocji, czy też, przeciwnie, była to wypowiedź zamierzona. Czy miała miejsce w sądzie, czy też poza sądem. W trakcie trwającego procesu, czy też po jego zakończeniu. W kraju o ugruntowanej demokracji i wysokiej pozycji sądu, czy też w kraju, gdzie jego autorytet dopiero musi być budowany.

Wszystko to i być może jeszcze inne nie wymienione czynniki, mogą mieć znaczenie dla oceny, czy znieważająca i pomawiająca wypowiedź może być jeszcze tolerowana, czy też powinna spotkać się z reakcją ze strony sądu. Sąd nie powinien dla przykładu reagować na emocjonalną wypowiedź zagubionego w sformalizowanym świecie wymiaru sprawiedliwości podsądnego, który wypowiedzi tej następnie żałuje. Zwłaszcza gdy nie była upubliczniona i nie mogła mieć wpływu ani na przebieg postępowania, ani na autorytet sądu. Jego nadmierna wówczas ochrona mogłaby go tylko narazić na śmieszność. Inną rzeczą jest, gdy znieważająca i pomawiająca sąd wypowiedź pochodzi od osoby, która za autorytet państwa odpowiada. Jest wypowiadana w złej intencji, nagłaśniana jako rodzaj politycznego happeningu mającego wywrzeć wpływ na toczące się postępowanie.

W tego rodzaju przypadkach dobro wymiaru sprawiedliwości zgodnie zresztą z orzecznictwem strasburskim wymaga napiętnowania za pomocą instrumentów kodeksu karnego w drodze procesu sądowego. W takich przypadkach sąd powinien być forum wspomnianego dyskursu publicznego służącego wypracowaniu odpowiednich standardów. Jedynie tego rodzaju publiczny dyskurs może prowadzić do udzielenia przybliżonej, ale nigdy jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, jak daleko sięgają granice możliwej krytyki sądu i jakie może ona przybrać formy. Powinno ono prowadzić do właściwego wyważenia napięcia, jakie w podobnych sytuacjach zachodzi między dwoma fundamentalnymi dla państwa prawa dobrami, jakimi są wolność słowa i prawidłowe funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości.

Granice negatywnej oceny sądu

Jak daleko można się posunąć w swojej krytyce czy negatywnej ocenie sądu, zależy także od fazy toczącego się postępowania. Niesłuszna krytyka niezakończonego postępowania może być potencjalnie bardziej szkodliwa niż krytyka dokonana po uprawomocnieniu się wyroku (Attorney General przeciwko Times Newspaper Ltd). Aby nacisk taki nie był niedozwolony, wskazane jest, aby ograniczała się ona do podania faktów, które decydują o dalszym postępowaniu w sprawie, tj. w szczególności apelacji do wyższej instancji. Nie bez znaczenia jest także, jakiego sądu krytyka ta dotyczy – składu zawodowego, który powinien być na nią bardziej odporny, czy też w stosunku do ławy przysięgłych. W warunkach polskich dotyczy to składu ławniczego, który może być mniej na nią przygotowany. Zależeć może wreszcie od kraju i jego kultury prawnej, gdyż tam, gdzie sądy cieszą się tradycyjne dużym szacunkiem, mogą sobie pozwolić na większą tolerancję (Ahnee&Ors przeciwko Director of Public Prosecutions [1999] 2WLR 1305, 1313), zwłaszcza gdy tak jak w krajach anglosaskich dysponują wystarczającymi środkami dyscyplinującymi uczestników postępowania. W Polsce środki te uważa się w szczególności w stosunku do obrońców za daleko niewystarczające.

Janusz Kochanowski

Autor jest pracownikiem Instytutu Prawa Karnego Uniwersytetu Warszawskiego i redaktorem naczelnym czasopisma „Ius et Lex”